Miesięczny przegląd maseczek do twarzy | kwiecień i maj

Ja to jestem agent! Posty o maseczkach do twarzy miały pojawiać się co miesiąc a tutaj zaległości mi się narobiły. W dzisiejszym wpisie ogarnę dwa w jednym. Będzie to rzut na maseczki, które towarzyszyły mi i w kwietniu, i w maju. Generalnie długo tych cykli nie pociągnę. Czerwiec to przełom – wyznaczyłam sobie cel, by jak najszybciej wykończyć swoje zapasy wszelkich kosmetyków. A maseczki w saszetkach już mnie aż tak nie cieszą. Mam kilka swoich ulubionych, do których będę z pewnością wracać. No, ale w koło Macieja nie będę Wami pisała o tym samym. Może z końcem wakacji lub z początkiem października pożegnamy Miesięczny przegląd maseczek do twarzy – taki jest plan, ale co z tego wyjdzie to się jeszcze okaże. Przepraszam Was za brak regularnych wpisów, obiecuję popracować nad tym i nad sobą bardziej… Zabieram się, zatem do działania. 
W tych dwóch miesiącach towarzyszyły mi trzy maseczki pełnowymiarowe i to właśnie od ich opisania rozpocznę. Wskażę też wam mojego faworyta w tych zestawieniach. Ciekawi, która maska skradła moje serce? Zapraszam zatem do poznania mojej opinii. 
Bania Agafii, Maska do twarzy liftingująco – tonizująca Hmmmm co by tu dużo napisać? Maseczka, która nie jest dla mnie. Poza pozostawieniem po sobie rumieńca na mej twarzy nie robi kompletnie nic. Po nałożeniu uczucie mrowienia i chyba była to reakcja organizmu na któryś ze składników. Maska miała za zadanie liftingowa, tonizować, oczyszczać i wyrównywać koloryt skóry. W rzeczywistości nic poza odświeżeniem nie czułam. Wspomniany rumień po 30 minutach zszedł z twarzy. Wcześniejsze zaczerwienienia minimalnie zmniejszone. Konsystencja maseczki jest rzadka, trudno było nanieść na twarz większą jej ilość przez jej „wodnistość”. Po nałożeniu pozostaje na swoim miejscu, nie ścieka z buzi.  Opakowanie wystarcza spokojnie na kilka użyć, plus za zamykanie przy pomocy nakrętki. Zapach bardzo przyjemny, przywodzi na myśl polne kwiaty i zioła. Nie wykorzystam jej drugi raz na twarz. Macie jakieś pomysł, aby produkt się nie zmarnował? Myślałam nad wykorzystaniem jej, jako maski do stóp (: 
Odżywcza maska-peeling regenerująca do twarzy marki Tołpa to produkt, który kupiłam w ciemno, bez zastanowienia się. Nie specjalnie jestem fanką produktów 2w1 ale w tym przypadku moje obawy związane z taką kombinacją kosmetyczną okazały się bezpodstawne. Używam tej maski tak jak zaleca producent, czyli najpierw wykonuję peeling, następnie pozostawiam produkt na swojej twarzy około 10-15 minut. I przyznać muszę, że to mega praktyczne. Drobinki w niej zawarte, są dość spore, o nieregularnym kształcie, ale zarazem delikatne i łagodne, nie podrażniły mojej skóry. Całość produktu jest konsystencji kremowej, co pozwala na łatwą aplikację. Po wykonaniu zalecanego peelingu maska pozostaje na swoim miejscu do momentu zmycia. Usunięcie jej z twarzy przy pomocy letniej wody jest stosunkowo proste i bezproblemowe. Muszę Wam napisać, że najbardziej urzekł mnie jej zapach, który jest intensywny, ale nie chemiczny czy sztuczny. To bardzo przyjemna woń, która towarzyszy nam jeszcze ładnych kilkadziesiąt minut od zmycia produktu z twarzy. Moja skóra po użyciu maski z czarnej róży jest miękka, delikatna i dobrze odżywiona. Jak już wspomniałam, produkt nie podrażnił ani też nie uczulił. Warto dodać, że delikatnie ujednolica kolor na buzi. Przeważnie mam kilka czerwonych plam na policzkach czy brodzie i czubku nosa. Po zastosowaniu tej maski moja cera jest uspokojona, a wspomniany kolor wyrównany. Przeznaczona jest do cery wrażliwej, suchej i bardzo suchej. W połączeniu z łagodzącym kremem z Vianka tworzy na mej buzi wyczuwalną, delikatną warstwę ochronną. Dla mnie to produkt, po który warto sięgnąć i ja z pewnością jeszcze to zrobię ;)
Kolejny produkt typu Peeling / Maseczka z Wiesiołka OlVita to produkt przeznaczony do każdego typu cery. Jest to maseczka/peeling w formie sypkiej i należy połączyć ją z pewnym nośnikiem. Ja przeważnie używam do tego oliwy z oliwek tłoczonej na zimno. Jak sama nazwa mówi możemy używać tego produktu zamiennie i w zależności od naszych potrzeb. Stosowany w pielęgnacji ciała, jako peeling, wspomaga walkę z cellulitem. Stosowany jako maseczka na twarz, szyję i dekolt bardzo delikatnie złuszcza i odżywia skórę bez większych podrażnień. Wiadomo, po użyciu, jako peeling, skóra w danym miejscu będzie nieco zaczerwieniona, ale szybko wraca do normalności. Zmniejszonego cellulit nie zauważyłam, ale fajne ujędrnienie można odczuć. Przeważnie po nałożeniu maseczki na twarz, zawsze na sam koniec wykonuję delikatny masaż, by dodatkowo złuszczyć martwy naskórek. Produkt wspomaga nasze mikrokrążenie i przywraca skórze piękny, zdrowy wygląd, dzięki rozjaśnieniu poszczególnych partii na twarzy. Bardzo się z nią polubiłam i generalnie nie sądziłam, że tak się stanie. Troszkę dużo przy niej roboty, ale jak już dojdziemy do wprawy to praca z nią jest czystą przyjemnością. No! Może nie taką czystą, bo bałagan ładny pozostawia po sobie w wannie, ale idzie przeżyć J
I czas na saszetkowe cuda od marki Perfecta Express Mask Multiodżywienie. Uwierzcie mi, że to bardzo odżywcza maseczka na twarz szyję i dekolt. Nie tylko działanie, ale i jej przepiękny zapach miodu manuka i słodkich migdał zachęca by do niej wracać. I ja z pewnością to zrobię. A nawet robię to wciąż. Użyłam jej kilka razy i w cale nie żałuję wydanych złotówek na ten produkt. Bardzo głęboko nawilża i odżywia. Można stosować ją praktycznie codziennie i w dodatku zamiast kremu na noc. Właśnie tak było w moim przypadku. Nakładam ją sobie zawsze na twarz szyję i dekolt. Pozwalam składnikom działać a sama leżę plackiem na łóżku i sobie chilluje, Wsłuchując się wtedy we własne ciało – wiecie jakiś taki dziwny stan w tedy mnie dopada :D Ale dobra, do rzeczy! Maseczka Multiodżywienie przeznaczona jest do cery suchej, odwodnionej i zmęczonej. Po zalecanych 15 minutach wmasowuję pozostałości maseczki w swoją twarz, wykonując przy tym delikatny masaż. Od dołu ku górze. Muszę jednak zaznaczyć by nie trzymać jej dłużej niż zalecane 20 minut, gdyż nadmiar maseczki zastyga tworząc delikatną jakby skorupę, którą trudno się rozsmarowuje czy ściera z buzi. Produkt ten bardzo mocno ujędrnia naszą skórę, dogłębnie odżywia, regeneruje i poprawia jej elastyczność. Masaż plus maska duet idealny na wieczorny relaks ;) Rano cera jest promienna i rozjaśniona. Również odpowiednio nawilżona. Czy ta maska występuje w jakimś większym wymiarze? Chętnie zaopatrzę się w jej zapas tak samo jak z miłą chęcią postawiłabym na swojej łazienkowej półce pełnowymiarowe opakowanie nowej wersji tej maseczki. 
Zawsze staram się aplikować na twarz całość danej saszetki, nigdy nie zostawiam jej na kolejny raz. Mam wrażenie, że składniki wietrzeją czy utleniają się w kontakcie z powietrzem czy też wilgocią łazienkową i po prostu tracą swoje cenne składniki. Jeśli uznaję, że jest takiego produktu za dużo po prostu wylewam resztę do zlewu. Co tak właściwie jest rzadkością ;) Przyznać muszę, że te maseczki w saszetkach marki Perfecta, a raczej wersja u góry są bardzo wydajne.
O głębokie nawilżenie zadba z pewnością Maseczka ampułka hialuronowa wspomnianej wyżej marki Perfecta oraz maseczka marki Rival de Loop, Hydro Booster Maseczka nawilżająca z Hialuronem i Aloesem. Są to maseczki, które nakładam na twarz tuż przed snem. Po 15 minutach wsmarowuję pozostałą ilość produktu. Nie nakładam dodatkowo żadnego kremu. Rano skóra jest nawilżona i przyjemnie miękka w dotyku. W obydwu przypadkach konsystencja maseczki jest bardzo lekka a formuła kremowa. Nie ściekają z twarzy. Pamiętam, że pierwszy raz użyłam tej z Perfecty na twarz i dekolt, gdy słońce za bardzo się ze mną zaprzyjaźniło. Bardzo głęboko nawilżyła, niwelując uczucie pieczenia i przesuszonej skóry. Warto dodać, że produkt przyjemnie chłodzi i odświeża. Z pewnością polecam. Maseczka z Rival de Loop balansuje na tym samym poziomie co maseczka z Perfecty, bynajmniej takie jest moje zdanie. Mają porównywalnie takie same działanie i tak samo się z nimi zaprzyjaźniłam, więc bez większego znaczenia jest dla mnie to, po którą z nich sięgnę, gdy potrzebuję nawilżyć swoją skórę na buzi. Obie w takim samym stopniu polecam :)
Perfecta Express mask rozświetlenie, co za badziew! Serio wam mówię, gorszego produktu chyba nie miałam. Ale po kolei. Producent obiecuje nam, że jest to produkt „do skóry z oznakami zmęczenia, stresu i niedotlenienia, bez ograniczenia wieku. Idealna jako S.O.S. przed wyjściem. Do stosowania na twarz i pod oczy. Zawiera złoto 24 - karatowe i kwas hialuronowy. Regeneruje i wygładza skórę oraz zapewnia jej zdrowy koloryt. Dyskretnie rozświetla cerę maskując cienie i oznaki zmęczenia. Maseczka niezmywalna, pod makijaż.” I na obietnicy się kończy. Twarz po jej nałożeniu mieni się jakby sypnięta brokatem. Cera jest wysusza i powiedziałabym, że na maxa przesuszona. Ta maseczka w ogóle nie robi nic pożytecznego. Z przykrością ale nie polecam! 
Rival de loop Przeciwzmarszczkowa maseczka pod oczy to produkt, o którym ciężko wyrobić mi sobie jakąś opinię. Tak do końca nie wiem czy działa jak powinien. Ale w moim przypadku to może tylko botoks pomoże? Konsystencja lekkiego kremu. Pozostawia po sobie lepkiej warstwy i tłustą warstwę. Zmarszczek mi nie zniwelowała, ale przyjemnie nawilża i delikatnie napina skórę wokół oczu. Jedna saszetka podzielona jest na cztery mniejsze, co daje nam możliwość czterech aplikacji. Jak dla mnie tego produktu w jednej takiej przegródce jest stanowczo za dużo i bez obaw, (jeśli oczywiście tak robicie, bo jak wiecie ja nie) wystarczy wam na dwa razy. Więc według moich wyliczeń jedno opakowanie przeznaczone powinno być na 8 a nie na 4 aplikacje. Maseczka nie podrażniła mojej skóry wokół oczu. Po kilkunastu minutach nadmiar wmasowuje/wklepałam.
Tak prezentuje się dwumiesięczny przegląd maseczek do twarzy w moim wykonaniu. Czy znasz te produkty do pielęgnacji buzi? Może z którąś z nich również się zaprzyjaźniłeś albo masz zupełnie inne zdanie na temat danej maseczki? Chętnie poznam Twoją opinię, którą możesz zostawić w komentarzu pod tym postem. Będzie mi bardzo miło :)

Claresa Lakiery hybrydowe | Kolejne nowości w kuferku


Z góry chciałabym Was przeprosić za brak nowych postów. Ale jakoś tak miałam chwilowy spadek mocy i wiary w to, co robię. Przeszło mi nawet przez głowę, aby rzucić to w diabły. Ale przecież pisanie dla Was i prowadzenie bloga sprawia mi bardzo dużo satysfakcji, więc resztkami wiary podnoszę się niczym feniks z popiołu i skrobię zaległe posty, które czekają w kolejce do publikacji. Na maj miałam zaplanowanych chyba 6 postów, które nie wyszły. Ba! Nawet ich nie napisała (może poza jednym), no poza tytułami. Co robię zawszę wtedy, gdy najdzie mnie jakiś pomysł, który chciałabym opisać. Tak też mam dla Was dzisiaj, po długim milczeniu, nowy post, na który serdecznie zapraszam.

W moim kuferku pojawiły się ostatnio nowe lakiery hybrydowe. No, nie takie ostatnio. Bo przecież paczka przyszła do mnie z początkiem maja, a tutaj za chwilę połowa czerwca pyknie. Nie mniej jednak dostałam trzecią i zarazem ostatnią paczkę od firmy Claresa w ramach naszej współpracy. Co nie zmienia faktu, że sama sobie czegoś nie zamówię i w sumie tak też zrobiłam. Ale o tym następnym razem.
Dziś chciałabym Wam pokazać, co znalazło się w przesyłce od tej marki. Były to trzy lakiery o bardzo pięknych kolorach. Trafili w me gusta.  Claresa z tego, co zauważyłam zaczęła wyprzedaż tych lakierów, jakie otrzymywałam dotychczas. Tym razem przyszły do mnie trzy buteleczki w nowej odsłonie. Kolor widoczny jak na dłoni pozwala na zobaczenie rzeczywistego koloru już na wieczku naszej buteleczki, nie musimy odkręcać by sprawdzić, co faktycznie siedzi w środku. Spotkałam się z tym w sumie pierwszy raz. Ale na dziś już wiem, że inne marki też zaczęły praktykować taki trend. I przyznać trzeba, że to mega praktyczne rozwiązanie, z racji tego, iż etykiety przeważnie nie oddawały pełni koloru lub różniły się zupełnie od zawartości.
Co do samych lakierów. Jak już wcześniej wspomniałam, w przesyłce otrzymałam trzy piękne kolory, które całkowicie do mnie przemawiają. Nudziak, czerwień i neon (idealny na nadchodzący sezon letni) Trio od zadań specjalnych. Tym razem na buteleczce nie przywitały mnie dziwaczne a zarazem oryginalne nazwy poszczególnych kolorów.  Marka postawiła na prostotę, jeśli chodzi o nazewnictwo owej kolekcji i tak na opakowaniu widnieją następujące nazwy 107 Nude 523 Pink 438 Red. Jak dla mnie jest to swoją drogą bardziej praktyczne. Jakoś głowę do cyferek mam, gorzej z pełnymi nazwami czy nazwiskami.

Lakiery są bardzo dobrze wyważone, jeśli chodzi o konsystencję. Nie za gęste, (co można było zauważyć w tych ze starej edycji) ani też nie za rzadkie. Bardzo dobrze napigmentowane a pełne krycie uzyskujemy po dwóch aplikacjach. Co do pędzelka, które tak bardzo przeszkadzały mi wcześniej, zauważyłam że również zmienili jego strukturę. Tym razem pędzelek w każdym z otrzymanych lakierów był szczuplejszy, dłuższy i nie taki sztywny (czyżby firma wzięła moje postulaty pod uwagę ? :D)  Warto dodać, że produkt zamknięty jest w bardzo eleganckiej buteleczce. Zdecydowanie jest to wizualnie lepsze opakowanie niż te poprzednie. Czarna, szklana struktura mieści w sobie 5 ml lakieru. Generalnie zmiana na duży plus.
Poprzednie wpisy o lakierach tej marki możecie znaleźć w następujących linkach J


CLARESALAKIERY HYBRYDOWE

Poniżej znajdują się stylizacje paznokci z moimi faworytami z tej przesyłki. Osoby, które śledzą mnie na Instagramie mogły już zapoznać się z tymi typami. Jeśli nie ma Ciebie ze mną tam to z całego serca zapraszam SIMPLIKO
Ponadto mam dla Was małą niespodziankę, jeśli chcielibyście skusić się na zakup tych lakierów, możecie zarejestrować się jako konsultantka by otrzymać je w niskiej cenie. Obecnie kosztują na stronie producenta 16,90 zł co w sumie nie jest wygórowaną ceną. Ale jeśli chciałabyś dostać je za 11 złoty wystarczy, że ZAREJESTRUJESZSIĘ, a później aktywujesz konto przez otrzymanego maila. Będziesz mogła skorzystać nie tylko z lakierów hybrydowych tej marki. W ofercie znajdziesz produkty do pielęgnacji ciała, zwykłe lakiery czy akcesoria do stylizacji paznokci. Polecam!

Czy poznałaś już lakiery hybrydowe Claresa? Miałaś okazję na nich pracować? Podziel się w komentarzu swoimi przemyśleniami odnośnie tej marki, chętnie poznam Twoje zdanie.

instagram @karellauk

Copyright © Karella