L’Oréal True Match || Czy to podkład idealny?
W
swoim życiu przerobiłam naprawdę wiele podkładów do twarzy. Ciągle poszukiwałam
takiego, który spełni wszystkie moje oczekiwania. A przede wszystkim takiego,
który będzie pasował kolorystycznie do mojej cery. Już nawet nie pamiętam jak
dokładnie L’Oréal True Match znalazł się w moim posiadaniu i co skłoniło mnie
do jego zakupu, ale tak jakby to nie jest istotne. Ważniejszy jest fakt, że ten
gagatek już pod koniec zeszłego roku trafił w moje ręce. Ale oczywiście nie
byłabym sobą, gdybym od razu dobrze dobrała odcień. Kupiłam go w jednej z
angielskich drogerii stacjonarnie. Wybrałam odcień o nazwie Rose Ivory 1.C,
który w sztucznym świetle pomieszczenia wydawał mi się idealny do mojego typu.
Niestety tak nie było! Zaraz po jego aplikacji okazał się za ciemny na dzień
dobry a do tego oksydował dość mocno robiąc z mojej twarzy pomarańczową plamę.
Wiadomym było, że nie skorzystam z tego podkładu więcej tak tez wybrałam się na
polowania raz jeszcze. Uparłam się na True Mutch - musiałam znaleźć właściwy
odcień. Tym razem zdałam się na swój instynkt i bez większego biadolenia
postanowiłam kupić Porcelaine 0.5N Czy to był odpowiedni wybór?
L’Oréal True Match Porcelaine 0.5C to podkład, na
który długo czekałam. Ostatnimi czasy moja cera nie sprawia mi większych problemów.
Dawno zapomniałam o większych ilościach wyprysków, które kiedyś niemal co
chwilę szpeciły moją twarz. Owszem od czasu do czasu zdarzy się jakaś
nieestetyczna krostka, ale w gruncie rzeczy mogę śmiało stwierdzić, że jest ona
w nienagannym stanie. Nie potrzebuję dużego krycia, bardziej skupiam się na
ujednoliceniu kolorytu na swej twarzy. Niektóre obszary, takie jak czoło, nos
lub broda są zaczerwienione i dla własnego komfortu psychicznego z rana używam
podkładu. Przeważnie dwa naciśnięcia pompki wystarczają mi w zupełności by
zakryć oraz wyrównać to i tamto.
Produkt zamknięty jest w szklanej buteleczce. Wydobywamy go za pomocą pompki, która pracuje znakomicie. Mam już trzecie opakowanie (nie wliczając w to tego nietrafionego) tego podkładu i przy każdym z nich nie miałam z nią problemów. Szklany, przeźroczysty pojemniczek pozwala na kontrolowanie ilości produktu w środku. True Match nie osadza się na ściankach, w całości spływa na dno opakowania co pozwala na wyciśnięcie z niego niemal każdej kropli. Ciekawym jest fakt, gdy zawsze dobijam do jego dna, pompka zaczyna mi to sygnalizować. Podczas aplikacji końcówki produktu naciskając pompkę ta w taki nienaturalny sposób odskakuje pod moim palcem, co świadczy, że czas zrobić zapas.
Czym kieruje się przy wyborze podkładu do twarzy?
Przede wszystkim chodzi mi o wyrównanie kolorytu, rozświetlenie mej cery oraz
uniknięcia efektu maski. L’Oréal True Match zapewnia mi wszystkie te trzy
priorytety, przy czym nie wysusza mojej skóry. Odcień 0.5N jest dla mnie
właściwy.
Ważny jest też fakt, że nie oksyduje na mojej buzi. A jeśli chodzi o trwałość to chciałabym się tutaj troszeczkę zatrzymać. Generalnie używam tego podkładu codziennie. Często dotykam swojej twarzy, lekko się drapiąc po policzku czy też czole lub na szyi. Podpieram swoją brodę, dotykając w ten sposób palcami dłoni swojego policzka. Po zerknięciu w lusterko podkład jest ciągle na swoim miejscu. Jedyny problem jaki z nim mam to skrzydełka nosa. Już po kilku godzinach od wyjścia z domu, lekkie dotknięcie dłonią tej okolicy zmazuje niemal do zera produkt w tym miejscu. I generalnie nie mogę tego faktu rozgryźć. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje akurat w tej okolicy twarz. Po całym dniu w pracy podkład w 99% znajduje się na swoim miejscy. Czoło, broda policzki wszystko jest w nienaruszonym stanie. Natomiast okolica nosa wygląda jakby nie była pomalowana. Czy ktoś mógłby mi to wytłumaczyć?
Ważny jest też fakt, że nie oksyduje na mojej buzi. A jeśli chodzi o trwałość to chciałabym się tutaj troszeczkę zatrzymać. Generalnie używam tego podkładu codziennie. Często dotykam swojej twarzy, lekko się drapiąc po policzku czy też czole lub na szyi. Podpieram swoją brodę, dotykając w ten sposób palcami dłoni swojego policzka. Po zerknięciu w lusterko podkład jest ciągle na swoim miejscu. Jedyny problem jaki z nim mam to skrzydełka nosa. Już po kilku godzinach od wyjścia z domu, lekkie dotknięcie dłonią tej okolicy zmazuje niemal do zera produkt w tym miejscu. I generalnie nie mogę tego faktu rozgryźć. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje akurat w tej okolicy twarz. Po całym dniu w pracy podkład w 99% znajduje się na swoim miejscy. Czoło, broda policzki wszystko jest w nienaruszonym stanie. Natomiast okolica nosa wygląda jakby nie była pomalowana. Czy ktoś mógłby mi to wytłumaczyć?

Długo szukałam idealnego podkładu, takiego który
będzie współgrał z moim kolorytem. Jestem osobą o bardzo bladej karnacji. Część
cery jest zaczerwieniona a najjaśniejsze podkłady większości marek są dla mnie
za ciemne. Odcinają się na szyi, tworząc efekt maski lub wymalowania niczym
klaun. Po wykorzystaniu 3 opakowań L’Oréal True Match mogę śmiało stwierdzić,
że ideał jednak istnieje. Cudownie wtapia się w moją skórę na twarzy bez
pudrowego efektu. Cera po jego nałożeniu jest promienna z satynowym
wykończeniem. Różnorodność gamy kolorystycznej jaką oferuje nam producent
śmiało pozwoli znaleźć coś dla każdej z nas. Jest to produkt, który nie zmienia
swojego tonu, podczas jego noszenia. Pomimo tej jednej wady (wycierania się w okolicy skrzydełek nosa) jestem w stanie sięgnąć po niego 4, 5 czy
6 raz. Już tak mam, gdy coś mi podpasuje nie szukam zamienników.
A czy Ty znalazłaś swój idealny podkład, który ewentualnie mogłabym wypróbować u siebie? Podziel się swoimi perełkami w komentarzu pod tym postem :)
Komentarze
Prześlij komentarz
Jestem bardzo wdzięczna za pozostawienie komentarza 😊